nie wiem czy ktos to zauważył ale mnie zalatuje Zmierzchem. Dialogi takie jak "powinnaś sie trzymać ode mnie z daleka", sama gra aktorów. Dopiero widziałam 15 min filmu a juz mnie roznosi ta zmierzchowa oschłość...
Zgadzam się, tyle że w Zmierzchu chociaż jakaś chemia była między bohaterami, a tutaj nic a nic..
Oj widzę ze ludzie mają przeróżne gusta, i dostrzegają to co inni nie widzą i odwrotnie. Może to i lepiej bo było by strasznie nudno. Dla mnie Zmierzch to jakaś sztuczność nad sztucznościami ja tam nie widzę chemii żadnej, klepane dialogi i tyle. Aktorzy też lipa. A w Greyu jak dla mnie każdy dialog, ich gesty, aż kipiały pożądaniem i strachem za razem. Chemia pojawiła się od pierwszego spotkania, Anastazja zakochała się w nim od razu, a on na pewno się nią zauroczył ale boi się kochać. Nie czytałam książki ale zamierzam to zrobić. Film aż kipi seksem i nie tyle w scenach erotycznych co właśnie w ich dialogach czy spojrzeniach. Mnie przekonał czego nie mogę powiedzieć o Zmierzchu.
Tak kipi, że ja prawie, a moja kobieta usnęła. Dzban z manią prześladowczą i pieprznięta dziewczyna, która w sumie jedyną rzeczą jaką wie, że chce zrobić, to zaczerwienić się. Super historia miłosna. Stalker i idiotka. Kipi seksem na kilometr.
grey jest zywcem zerżnięty ze zmierzchu i z wide awake (ekstremalne przezycia, blizny, dziewictwo i skazy na psychice). Nie wiem czy ta "pisarka" miała w ogole jakis pomysl, jak dla mnie to jedna wielka kopia.
rzecz jasna wielki happy end, zyli dlugo i szczesliwie, a pierwsza fascynacja i pociag seksualny towarzyszyl im przez cale zycie... jaka bajka, no na milosc boską.
Już po pierwszych 10 minutach przypomina "Zmierzch" - nie pewna siebie, skromna, nie poradna dziewczynka w połączeniu z doświadczonym, tajemniczym, silnym przystojniakiem z kasą. Nawet wyglądają identycznie ona szatynka jak Bella, on bóg jak Edward, a jej przyjaciel z ciemna karnacja jak Jacob. Jeszcze jej matka, która jest kompletnie inna niż córka, poszukująca szczęścia, rezolutna, rozwódka, bardziej intetesuje się swoim facetem niż córką i mieszka daleko... Rozmowy, zachowanie, spory, stosunek do siebie jest identyczny jak w Zmierzchu. Autorka zmieniła tylko krew na seks!
To samo czułem podczas filmu. Tylko zmierzch miał trochę akcji a jak zasypiałem na scenach Sexu to znaczy ze wszelka gra aktorów jesttak drętwa ze masakra....
Obydwie książki są tak samo okropnie napisane, ledwo to się czyta. Poza pierwszy tom nie sięgam.
Szczerze wolałabym aby główną parę zagrali Belka i Edzio niż ta dwójka. Moim zdaniem ta obsada aktorska to jakiś żart,najbardziej żałosnym pomysłem jest chyba Rita Ora jako Mia.
Ze zmierzchem? Nie no...
Zmierz to przede wszystkim fantastyka. Coś co naprawdę nigdy się nie wydarzyło i nie wydarzy.
(Chyba, że ktoś wierzy w wampiry itp :D )
Natomiast pomyślcie ilu ludzi może żyć właśnie tak jak Ana i Christian?
Dialogi, może i są podobne ale moim zdaniem te dwa filmy są zupełnie różne.
Dokładnie tyle samo co żyjących jak te dzbany ze Zmierzchu. Grey to fanfik Zmierzchu ze zmienionymi imionami i bez wampirów. Więc takich dzbanów jak Grey i Steele też nie ma. Może jakieś marginalne przypadki, ale to też dzbany.
Zmierzch był wlasnie super dla nastolatek. Czytalam to jak miałam 17 lat , a to to jest dno
Zdecydowanie nie jestem fanką Zmierzchu, ale mimo wszystko oglądało się go dużo lepiej. Okropnie męczyłam się w kinie na 50 Twarzach Greya i do dzisiaj żałuję, że dałam się namówić koleżance na ten seans.
hehe, no spoko tylko słowa:
"Dopiero widziałam 15 min filmu a juz mnie roznosi ta zmierzchowa oschłość..."
a szczególnie: "roznosi" i "oschłość" kojarzą się raczej negatywnie :)
Komentujesz film po 15 minutach? Dosyć żenujące hejtowanie. Chociaż tak na dobrą sprawę to każde hejtowanie jest żenujące.
Już nie bądź taki apodyktyczny, bo się rozsypiesz na miliony kawałków jak program wirowania w pralce
Nie będę się rozpisywać, ale w zupełności popieram. "-Jestem niebezpieczny" "-Och, nie, jesteś nieziemski!" itd. itp. To samo, tylko okładka inna.
E L James była wielką fanką sagi "Zmierzch", więc postanowiła napisać własną wersję, bardziej hardcorową. To co powstało jest dla mnie po prostu zwykłym plagiatem i nie wiem, kto wyraził zgodę na publikację całej tej serii. Autorka zmieniła tylko imiona, scenerię ( z lasu na miasto) i dodała kontrowersyjne upodobania seksualne. Robienie kariery "na plecach" innej pisarki jest po prostu żałosne. Saga "Zmierzch" odniosła wielki sukces i wykreowała nową modę na wampiry i zakochaną parę ( jedna osoba piękna, pewna siebie i bogata, druga skromna, niepewna siebie i niezdarna ). Wykorzystanie cudzej twórczości wskazuje tylko i wyłącznie na brak własnego talentu. Pisarka nawet nie miała własnego pomysłu na okładkę, tylko wykorzystała pomysł Stephanie Mayer na przedstawienie przedmiotu kojarzonego z wydarzeniami z konkretnej części. Ludzie (podobnie jak i ja) z czystej ciekawości sięgną po książkę o "Szarym", żeby przekonać się o co tyle szumu a następnie stwierdzą, że to kompletne dno. Nie byłam w stanie przeczytać całej tej książki. Większość stron przewinęłam. Ciągle powtarzające się sceny "rozrywania zębami małej paczuszki" i " skaczącej z radości wewnętrznej bogini" były nie do zniesienia. Sposób w jaki została napisana książka, też mi nie odpowiada. Ktoś w komentarzu powyżej napisał, że jest to "grafomania" i według mnie jest to najlepsze określenie dla całej serii o przygodach Greya i Anastazji. Film jest zdecydowanie dużo lepszy od książki i na szczęście nie pokazano w nim wszystkiego co znajduję się w książce. Całe szczęście, że twórcy filmu nie ulegli namową pisarki i nie obsadzili w roli głównej Roberta Pattinsona. Z całego filmu największe wrażenie ( i chyba jedyne ) zrobiła na mnie ścieżka dźwiękowa.
Stephanie Mayer, wypuszczając serię Zmierzch, też odwaliła solidną grafomanię, więc też jej brak "własnego talentu". Trafił swój na swego.
Kurde dopiero teraz oglądnęłam ten film i już po 10 minutach ogladania kiedy Ana "wywinęła" orła wchodząc do gabinetu Greya pomyślałam "Oooo Bella Swan", każda następna scena mnie tylko w tym utwierdzała, że to taki "Zmierzch" tylko dla dorosłych. Film szybko zaczyna nudzić, ale muszę przyznać, że i tak wolę aktorstwo, głównych bohaterów w tym filmie, niż w "Zmierzchu". Drewniany Pattinson i jeszcze bardziej drewniana Stewart, zachowywali sie przez całą sagę jakby czytali swoje dialogi z kartki i w ogóle widzieli je pierwszy raz w życiu (sagę oglądnęłam całą ze wzgledu na 2-3 postacie, które mi się bardzo spodobały). W "50 twarzach Greya" na pewno nie było fajerwerków, ale w porównaniu ze "Zmierzchem" to powinni dać Johnson i Dornanowi po Oskarze, bo przynajmniej jakoś się to trzymało, a przyznam nawet, że Dakota mi się w tym filmie podobała.
Jeśli książka jest tak durna jak "Zmierzch" (którego przeczytałam 50 stron i się poddałam) to na pewno się za nią ni zabiorę. To swoją drogą dziwne, bo poza "Zmierzchem" (którego i tak nie dokończyłam) nie zdarzyło mi się jeszcze czytać książki, która byłaby gorsza (dużo gorsza) od filmu.
Też mi zaleciało "Zmierzchem" choć generalnie tego filmu nie trawię (książka jakaś średniawa, ale od biedy może być).
Wreszcie się przemogłam i obejrzałam to "erotyczne dzieło" (za drugim podejściem - za pierwszym razem wytrzymałam 23 minuty) i w sumie, nie wiem, co o tym myśleć. Stawiając tu ocenę, kierowałam się plusami, jakie udało mi się w filmie naliczyć:
1. Ładna muzyka, akurat jestem zwolenniczką takich kawałków, więc przynajmniej fajnie się słuchało soundtracków.
2. Nawet niezła gra aktorska - oczekiwałam czegoś gorszego, ale nawet miło się zaskoczyłam (w porównaniu z gapieniem się na siebie w "Zmierzchu", to tutaj przynajmniej nie denerwowały mnie tak rozmowy postaci)
3. Wysilę się na stwierdzenie, że film był w miarę spójny i niechaotyczny... od biedy mogę nawet powiedzieć, że wizualnie (światło i cienie) ładnie się prezentował.
Nic więcej nie udało mi się znaleźć. Poza tym, poczułam się ciut splagiatowana, bo sama co nieco bazgrolę i parę scenek miałam podobnych w swoich pisadłach (nie zaglądałam do książki, fabuły nie znałam, nie miałam pojęcia o żadnych konkretach poza faktem jakichś erotycznych zabaw i dominacji - czego w swoich pisadłach nie miałam). Głównie chodzi mi tu o milionera, firmę, brak poczucia ciężaru pieniądza, trudny charakter i kilka dialogów, czy konkretnych gestów. Może jestem jakimś pisarskim jasnowidzem, czy czymś ;>? Mniejsza z moimi pierdołami, ale film oceniam na 3 i nie więcej..
Nie żebym była złośliwa, ale to chyba nie jest kwestia jasnowidzenia. Film jest tak tendencyjny, że aż do granic absurdu, a kwestia ze wpadłas na ten sam pomysł co autorka raczej tylko potwierdza jak mocno pospolita jest opisana historia.
Heh juz za późno na plagiat z jej strony, ona swoje "dzieło" juz wydała, wiec to Ty byłabyś teraz posadzona o plagiat :P
Właśnie :D a coraz częściej mam takie "wpadki", że oglądam jakiś film, czy coś i stwierdzam, że coś podobnego pisałam (tyle tego dziadostwa mam, że nic dziwnego, że ciągle coś znajduję). Siet, czy to znaczy, że też jestem pospolita w swojej twórczości? O.o
Pewnych rzeczy nie zamierzam wydawać, ale to wkurza, gdy nie mając pojęcia o danej fabule stwierdzasz, że piszesz coś podobnego :D
Błagam! Dla dobra ludzkości! Jeśli piszesz podobne rzeczy do Greya to zachowaj swoją twórczość dla siebie :D
Nie piszę erotycznych pseudo romansów! :D Piszę... dobra, nie wiem, co to, ale piszę.. xd części ze swoich pierdół i tak nie wydam, bo to zbyt osobiste, ale mam parę ładnych fantastyk, które nie skalają kina :D