Właśnie skończyłem oglądać ten film. Film jest okropny. Tzn. jako film jest bardzo dobry ale pokazane w nim treści a dokładnie sposób ich ukazania jest przerażający, Jak wpisałem w tytule Smarzowskiego okropieństwa tu pokazane biją na głowę. Jeśli ktoś jest delikatny albo bardzo źle znosi krzywdę dzieci nie poważnie rozważy czy chce ten film zobaczyć. A może właśnie wszyscy powinni go zobaczyć i przyjąć do wiadomości, że takie rzeczy się zdarzają i będą zdarzać się dalej jeśli będziemy udawać, że nic się nie stało.
nie wydaje mi się, Róża jest dużo cięższa, ciekaw jestem czy Wołyń będzie cięższy. Co do Beasts of No Nation to spodziewałem się czegoś bardziej hardkorowego, może więcej gore, może "Malowanego ptaka". Takie komentarze wprowadzają w błąd.
Chociażby scena kobiety gwałconej przez żołnierzy. A w "Beasts" były w ogóle jakieś brutalne sceny oprócz rozwalania głowy gościa przez dwóch dzieciaków?
Oczywiście, że były. Chłopiec ładujący kulkę w łeb własnej matce, w trakcie gdy ta jest gwałcona... Przespałeś tę scenę? A może uważasz, że taka sytuacja to nie hardkor?
Czyli to jednak byla jego matka? Bo to dziecko, ktore bylo z nia, ta dziewczynka, byla duzo starsza, niz jego siostra. A gdzie drugie dziecko?
Jestes pewny/a, ze to jego matka faktycznie byla?
To nie była matka... przecież nawet sam chłopiec krzyczał, że czarownica, że go zmyliła. Po prostu inna kobieta, ale dzieciak tak bardzo chciał odnaleźć matkę, że w tym całym szaleństwie się zatracił i zgłupiał.
Tez to tak wlasnie odebralam i zrozumialam, wiec troche mnie zdziwil ten komentarz
Zgodzę się z Tobą że poza jedną sceną z maczetą film nie jest taki mocny. Oczywiście historia jest tragiczna i straszna ,ale filmy Smarzowskiego maja lepszą atmosferę , klimat.
Jeden z najbadziej przerażających filmów o masowej brutalności jaki widziałem. Zmuszenie Agu do czynności seksualnej, gwałt, kopanie małej dziewczynki, siekanie maczetą. Nie ważne czy matka ale ją zastrzelił bo tak zdecydował. To jest makabra, którą chłopak musiał znosić.
Dokładnie. Sam temat jest mega ciężki i szczerze mówiąc zabierając się za ten film bałam się trochę że może tego nie dźwignę. Był zrobiony chyba najłagodniej jak można było. Co nie znaczy oczywiście że był lekki.
Film trudny, ale jednak pod względem brutalności Smarzowski Wołyniem pobił Beasts of no nation. Nie żebym był zawiedziony, oba filmy są naprawdę świetne. Beasts of no nation ma moim zdaniem lepszy klimat, Wołyń to bardzo trudne toporne kino. Mi osobiście Wołyń oglądało się dużo trudniej. Być może dlatego że problematyka poruszana u Smarzowskiego dotyka nas Polaków dużo bardziej, niż przewroty polityczne w Afryce. Beasts of no nation to na pewno film z mocnym przesłaniem, świetnym do oglądania.
Co to za jakieś dziwaczne porównanie. Polecam zapoznać się z innymi (o wiele lepszymi) filmami dotykającymi tematu wojen w Afryce: Rebelle, Johnny Mad Dog, Sometimes in April czy The Day God Walked Away. Przy nich ten film zdaje się być jakimś pozbawionym realizmu bełkotem.
niech zgadne, masz 12 lat i sie "jarasz" jak pokazuja uderzenie maczeta w glowe i to i tak zeby zaraz ociec z kadrem? to ja powiem tak Cary Fukunaga to maly miki przy balabanovie i smarzowskim a ci dwaj to male miki przy Panstwie Islamskim lub "umiarkowanej syryjskiej opozycji". pewnie im za podrzynanie gardel dzieciom albo zmuszanie dzieci do odrabywania glow dalbys 10/10?
No więc nie jest małe miki. Kolejny film o murzyńskich dzieciach - żołnierzach, który teoretycznie ma wszystko, żeby wstrząsnąć widzem. W porównaniu z wcześniejszymi, półamatorskimi produkcjami, ma nawet zawodowego reżysera i jednego zawodowego aktora. I co? I gucio. Film niby ma drastyczne sceny, ale generalnie taki dosyć letni. Jak wstrząsa, skoro nie wstrząsa. Fukunaga musi się jeszcze sporo nauczyć, żeby dorównać Smarzowskiemu. A może to nigdy nie nastąpi, bo nierówno Bóg ludziom rozdzielił talenty.
Skoro są osoby którymi ten nie wstrząsa, tu współczuję braku empatii. Rację mają Ci, którzy mówią, że przesyt drastycznych obrazów sprawia, że zostaje się obojętnym.
Równie dobrze ja mogę współczuć nadmiernej empatii :)
No i są jeszcze filmy (np. Smarzowskiego), które mną wstrząsają, więc może z moją empatią jest bardziej w porządku, niż z talentem Fukunagi?
Oczywiście, widać go u durnych niemców i szwedów, których ostatnimi czasy w ramach wdzięczności bzykają i tłuką ahmiedy z afryki. Nadmiar empatii to stan, w którym jej natężenie zabija obiektywizm postrzegania. Empatia to gdy ci trochę szkoda pana mokebe, że jest tak głupi i biedny, nadmiar to gdy chcesz go koniecznie wsadzić do mieszkania swoim sąsiadom :D
Smarzowski, podobnie zresztą jak Holland zaczęli wplatać w swoje filmy własną optykę na rzeczywistość i narzucać widzowi własny punkt widzenia. Tym samym dla mnie zniknęli z grona poważnych reżyserów, bo traktują widzów jak idiotów niezdolnych do własnego myślenia i wyrobienia sobie własnego zdania... Dla mnie "Beasts of no nation" jest jednym z nielicznych filmów, w których reżyser pokazuje widzowi, że rzeczywistość nie jest ani czarna, ani biała, ani też prosta i wszystko zależy od punktu widzenia.
Każdy reżyser pokazuje swój punkt widzenia, bo choćby nie chciał to jak zrobi film to film będzie zrobiony tak jak on to widzi.
Tak tylko różnica polega na skłanianiu widzą do myślenia lub narzucania mu własnego sposobu myślenia. Na tym polu można odsiać zdolnych reżyserów od miernot...
Ale przekonanie kogoś do tego by przyjął Twój punkt widzenia wcale nie jest takie proste. To raczej sposób w jaki reżyser będzie tego dokonywał świadczy o tym czy jest zdolny czy mierny. Z drugiej strony to czy uda się widza nakłonić do myślenia zależy od widza czy on w ogóle będzie chciał lub umiał pomyśleć. Poglądy i opnie wyrabia się przecież właśnie na (między innymi) poznawaniu innych poglądów i opinii. Osobiście nie ze wszystkimi ocenami Smarzowskiego czy Holland się zgadzam, ale lubię ich kino. Co do filmu "Beasts of no nation" to jednak reżyser daje jasno do zrozumienia co myśli o wojnie i udziale w niej dzieci.
Proszę zobacz film "Stay", "Nocturnal Animals" czy "Annihilation" - tam się skłania widza do myślenia, nie narzucając mu swojego punktu widzenia. Choćby z naszego podwórka "Boże ciało" jest rewolucyjnym filmem jeśli chodzi o polską filmografię. U nas nie tworzy się takich filmów już. Wszystko musi być jasno podane na tacy, bo generalnie Polacy to prosty lud, który jak nie zrozumie to znienawidzi...
Z chęcią obejrzę. Ostatni z nich oglądałem i skłania do myślenia na tyle na ile niewyjaśniona zagadka (takich filmów jest cała masa - "Cube" między innymi). "Boże ciało" bardzo dobry film - jest właśnie przykładem, że się tworzy u nas takie filmy :) Na zachodzie przecież też większość filmów to gnioty, albo dobre produkcje nie dające zbyt wiele miejsca na własną interpretację. Myślę, że akurat Polska to się specjalnie lubuje w ciężkich produkcjach mających aktywizować u ludzi szare komórki. O ile Twoje pretensje do Holland jestem w stanie zrozumieć, o tyle nie bardzo wiem co zarzucasz Smarzowskiemu.
A co do hasła, że "Polacy to prosty lud..." to bym akurat nie generalizował i nas nie "uwyjątkowiał", bo ten sam schemat panuje u wszystkich ludów na świecie (mniej lub bardziej) i może świadczyć o silnym/słabym instynkcie samozachowawczym.
Boże ciało jest wyjątkiem potwierdzającym regułę. Niestety polska filmografia osiągnęła dno (vegeta, krauze, tvn) i nie sądzę że prędko powróci na powierzchnię. W mojej ocenie to przede wszystkim zasługa naszych "świetnych" scenarzystów i reżyserów. Co do Smarzowskiego to poszedł w klimaty "kontrowersyjne", ale wziął tam ze sobą własne uprzedzenia i przekonania. W efekcie jego ostatnie filmy to w dużej mierze manifest jego poglądów. Z resztą Komasa również nakręcił piękny gniot "Miasto 44", który miał być przekazem dla młodych, ale nie wyszło... Dobrze że wziął się w garść po tej porażce i nakręcił coś solidnego.
Vegeta, krauze i tvn - to jest rzeczywiście dno, taka papka dla "elektoratu" w stylu disco polo. Osobiście myślę, że to jednak wina producentów (wszelkiej maści) i małych pieniędzy, które polska kinematografia ma do dyspozycji. Przykładowo PiS ładuje kupę państwowych pieniędzy na produkcje historyczne, ale zamiast nakręcić 1 dobrą, która będzie prawdziwą superprodukcją na miarę "Szeregowca Ryana" albo "Braveheart" to kręci kilkanaście gniotów pokroju "Tajemnicy Westerplatte". Nie zaprzeczysz chyba jednak, że filmy Smarzowskiego są zrobione dobrze, bez tekturowej scenografii i nietrzymającej się kupy fabuły? Może to i jest manifest jego poglądów, ale bardzo dobrze zrobiony. "Miasto 44" ma jedynie dobre efekty, reszta to męczarnia. W ogóle zauważyłem, że polscy reżyserzy mają problem z mijaniem czasu na ekranie. Akcja, która toczy się przez dłuższy czas wygląda jakby się działa jednego dnia ("Miasto 44").
Keanu Reaves powiedział "Definiują cię dwie rzeczy: twoja cierpliwość kiedy nie masz nic i twoje podejście, kiedy masz wszystko". Smarzowski bardzo ładnie pasuje do tej opinii. Jego pierwsze filmy, a w szczególności "Róża" naprawdę szacun, ale potem już coraz gorzej. "Wołyń" i "Kler" są już wstępem do równi pochyłej. Przede wszystkim te filmy mają bardzo złą konstrukcję, urywają się nagle, jakby były niedokończone. Relacje między bohaterami pisane na kolanie, a ich dalsze losy pozostają nieznane, brakuje domknięcia. Kler mógłby być genialnym filmem, wielowymiarowym i ponadczasowym, ale hajs zaświecił w oczy i trzeba było to puścić, tak jak jest... Efekt każdy widział.
Nie tylko PiS ładuje hajs w tanie i słabe produkcje. Spójrz na: "Piłsudzki" i "Legiony", "303" i "Bitwa o Anglię", "1917", "Dunkierka"... No paździerz pełną gębą