Wyobraźcie sobie diabła w czystej postaci – tak jakby stał tuż przed wami. Czy ma rogi i kopyta, czy też niczym się od was nie różni? Przeciętnego wzrostu, skromnie ubrany, niewyróżniający się w
użytkownik Filmwebu
Filmweb A. Gortych SpĂłĹka komandytowa
Wyobraźcie sobie diabła w czystej postaci – tak jakby stał tuż przed wami. Czy ma rogi i kopyta, czy też niczym się od was nie różni? Przeciętnego wzrostu, skromnie ubrany, niewyróżniający się w tłumie. Idzie własną ścieżką, atakuje z zaskoczenia, patrzy na was z lustra. To wasze odbicie.
Mamy, z pozoru, niewinną historię. Młody, odnoszący sukcesy w życiu zawodowym i prywatnym prawnik (Keanu Reeves), wraz z swoją piękną żoną (Charlize Theron) wiodą życie na dobrym poziomie. Oboje pochłonięci są karierą oraz dążeniem zawodowego sukcesu. Pozornie, nie brakuje im niczego – mają siebie i chociaż temat posiadania dziecka wisi w powietrzu, nie jest on priorytetem. Nagle przed młodą parą staje szansa na lepsze życie – kto z nas by jej nie przyjął?
Taylor Hackford za pomocą przystępnego scenariusza pokazuje historię każdego z nas. Oglądając, skupiamy się na kreowanych postaciach i ich życiowych rozterkach – Kevin szturmem podbija sale sądowe, natomiast jego żona – pozostawiona sama sobie, powoli zamyka się w sobie i traci zaufanie do otaczających ją ludzi. Wszystko to przyozdobione jest scenerią Nowego Jorku – wieżowce, parki, zatłoczone ulice, żądza i zło korporacyjnego świata. Dodając do tego jedną z najlepszych kreacji aktorskich Ala Pacino, dobrą Charlize Theron oraz przyzwoitego (a przynajmniej nie kującego w oczy) Keanu Reevsa, mamy przepis na to, czego kino potrzebuje. Zarówno komercyjne, jak i to bardziej wymagające.
Dlaczego więc "Adwokat diabła"? Nie jest to przecież film idealny, bowiem zdarzają się błędy natury zarówno merytorycznej, jak i stricte technicznej. Odpowiedź na to pytanie brzmi: nie wiem. Nie jest to przecież film nowatorski. Temat szatana i jego oddziaływania na ludzką naturę, jest przecież w kinie obecny od wielu lat. Ci bardziej złośliwi mogą mu nawet zarzucić fakt, iż niczym ciekawym się on nie wyróżnia. Ja jednak – mimo to że widziałam go nie raz i nie dwa – każdy kolejny seans kończę z lekkim niedowierzaniem. Nie wiem czy jego powodem jest brawurowy Pacino, który do swojej roli dodał sporo pikanterii i jest głównym powodem, dla którego ciężko jest oderwać wzrok od ekranu. Czy też jest to podziw dla reżysera, że udało mu się nie zrobić z tego filmu obrazu pełnego kiczu. Być może też fakt, że w filmie można dostrzec lustrzane odbicie otaczającego nas świata.