Nieznany nikomu węgierski dyrygent Zoltan Szanto dowiaduje się, że poprowadzi orkiestrę paryskiej opery podczas wystawienia "Tannhäusera". Sądzi, że złapał Pana Boga za nogi, jednak wkrótce wszystko zaczyna się walić. Scenografia to postmodernistyczny koszmar, tancerze strajkują, śpiewacy skaczą sobie do gardeł, a primadonna grymasi. Jak
Film sympatyczny, miejscami błyskotliwy, miejscami pretensjonalny - przerysowany ten optymizm i wiara w ludzi (powodzenie przedsięwzięcia pomimo problemów ze związkami zawod. i ludzkimi małostkami - w prawdziwym życiu tak funkcjonujące przedsiębiorstwo by padło), na szczęście równoważony bardziej realistycznym...
To jest film, w którym cała intryga obraca się wokół przygotowywanego przedstawienia "Tannhausera", toteż sporo się tu śpiewa. Na szczęście nie robią tego występujący w filmie - w rolach śpiewaków - aktorzy, ponieważ (z całym szacunkiem dla ich potencjalnych możliwości wokalnych) nie udźwignęliby ról wagnerowskich....